nicebastard

napisał o Elvis i Madona

Konkurs Free Spirit to co roku prawdziwe pole minowe i co roku wychodzi na to, że jestem beznadziejnym saperem, a mimo to już rok później raźnym krokiem wchodzę na nie ponownie. Ja rozumiem, że to zwykle niskobudżetowe produkcje, ale przynajmniej przyzwoity scenariusz można sobie za darmo napisać. W przypadku "Elvisa i Madony" nie tylko to się nie udało. Ale prawdziwa saperska nadzieja płonie we mnie wątłym ogienkiem w oczekiwaniu na "Littlerock".

Heh, ja dlatego też zwykle unikam 'Wolnego Ducha' i potrzebuję dobrego powodu by dodać go do grafiku, ale w tym roku mam aż trzy tytuły: Testament Drummonda (niezły), Brzmienie halasu (mam nadzieję, że niezłe, ale pewnie okaże się przerośniętą krótkometrażówką), oraz Opona (to dopiero będzie porażka).

Też zastanawiałem się nad Oponą, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że w zupełności zadowolę się czytaniem cudzych opinii :)

No popatrz, a mi przyjaciółka mówiła, że ten film bardzo fajny, ciepły i że publiczność klaskała (co już coraz rzadziej się zdarza na WFF).

hola już jestem :-) - mnie się podobało, zdania nie zmieniam :-)

I na tym właśnie polega magia kina ;)

Bo nie można odmówić mu jakiejś minimalnej ilości uroku. To trochę tak jak z dziećmi w pewnym wieku, które ucząc się chodzić co i rusz lądują na tyłku - przeurocze i ciepłe to obrazki i ludzie też klaszczą i się cieszą, co jednak nie zmienia faktu, że te maluchy chodzić nie potrafią ;)